piątek, 15 listopada 2013

Kallos - cudotwórca dla moich włosów

Moje włosy przysparzają mi wielu problemów.
Są za długie (wszędzie ich pełno), za szybko rosną (po 3 tygodniach widać odrosty) i łatwo się plączą.
Do tego dochodzi jeszcze ich przesuszenie i lekkie podniszczenie.
Kilkuletnie, codzienne ich prostowanie odzywa się i łamie mi serce (włosy już złamało).

Szukam więc czegoś, co pomoże mi odbudować strukturę włosów oraz sprawi, że nie będę miała zakwasów w rękach po kolejnym, półgodzinnym rozczesywaniu.

Początkowo myślałam, żeby sprawę załatwić Tangle Teezerem, bo podobno działa cuda. Ale szczotką włosów nie naprawię. Jedyne, co mogłabym zdziałać za pomocą Tangle Teezera: nie zniszczyć ich do końca.
I choć Tangle Teezer nadal mam w planach kupić, postanowiłam moje kudełki trochę podratować. Najpierw rzuciłam w kąt prostownicę. Przyszedł czas na wizytę w drogerii.. :)

A że jestem wzrokowcem i wszelkie kolory działają na mnie pozytywnie, postanowiłam zaopatrzyć się w produkt do włosów, który po prostu ładnie wyglądał.



I tak w moje ręce wpadła keratynowa maska Kallos. Spotkałam ją kilka miesięcy temu w Hebe. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, nie czytałam. Myślę sobie: eksperyment.

Po pierwszym użyciu, przepadłam. <3

Dlaczego?:)

Po pierwsze, uwiodło mnie jej działanie. Trzymam maskę na włosach ok. 10 minut pod ręcznikiem i efekty są wspaniałe. Włosy są gładkie, delikatne i pachnące.  
Rozczesują się bez żadnych problemów.
Poza tym produkt nie obciąża moich włosów (ale nie stosuję go przy skórze głowy), sprawia, że wyglądają na zdrowsze, ba, są zdrowsze. :)

Po drugie, cena maski jest śmiesznie niska - ok. 10-12 zł.

Pojemność w pełni mnie zadowala, ponieważ to aż 1 kg cudu w pudełku. :)
Nigdy nie zapomnę, jak biegłam po całej Warszawie z dwiema maskami w torbie i myślałam, że mi ręka odpadnie. :)

Podoba mi się również opakowanie: to zakręcane pudełko, z którego możemy wydobyć dowolną ilość kosmetyku: za pomocą szpatułki bądź po prostu palcami.






Maska jest niesamowicie wydajna: używam, używam, a jej nie ubywa. :)

Konsystencja również zasługuje na uznanie: jest w sam raz. Nie za rzadka, nie za gęsta.

Polecam ją każdemu, ponieważ moim splątanym włosom przynosi ulgę i ukojenie, a moje ręce ratuje przed zakwasami. :)


Znacie tę maskę? Macie jakieś ulubione produkty do włosów? :)

10 komentarzy:

  1. Kurcze ale kusisz :P Mam maski jeszcze w zapasach ale ta za mną chodzi już od jakiegoś czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest warta zainteresowania.;) przynajmniej do moich suchych włosów świetnie się dopasowała. ;)

      Usuń
  2. Moje włosy niestety nie lubią zbyt dużej dawki protein, więc muszę ją sobie odpuścić :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakie maseczki się u Ciebie sprawdzają? Mój zakupoholizm się pyta.;)

      Usuń
  3. Po raz pierwszy widzę tą maseczkę. Szkoda, że nie mam w okolicy Hebe, bo chętnie bym wypróbowała ten kosmetyk...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hebe tak prężnie się rozbudowuje, że pewnie niebawem będzie w Twojej okolicy.;) mogę też podzielić się swoją maseczką, jak tylko wyrazisz chęć.;) mam jej pod dostatkiem. Hehe..;)

      Usuń
  4. Ja Ci Kochana muszę jakoś przekazać odrobinę Kallosa innego i czekoladową maskę do włosów. Ciekawa jestem co o nich powiesz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mniammm... czekolada w każdej postaci.:) jestem otwarta na wszystkie nowości.. ;) ;*

      Usuń
  5. A to mnie zainteresowałaś :D Co prawda masek używam teraz sporadycznie, ale takie efekty i mi by się przydały:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ile ja bym dała, żeby moje włosy szybciej rosły :p
    Mam wrażenie, że od dłuższego czasu nie posunęły się ani o milimetr :f

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 jest takie miejsce... , Blogger