środa, 29 lipca 2015

Wisienka od Golden Rose

Lakiery do paznokci to coś, co uwielbiam. Jestem skłonna ostatnią złotówkę wydać właśnie na nie. 
Wstyd się przyznać, ale dawno nie kupowałam żadnego lakieru. Żadnego! Chyba czas to nadrobić.

Przeglądając swoje zbiory lakierowe, trafiłam na egzemplarz od Golden Rose Rich Color w kolorze pięknej soczystej wisienki (57). A że lakiery Golden Rose są jednymi z moich ulubionych - a może nawet ulubionymi - postanowiłam pomalować paznokcie właśnie nim.

Jak zwykle się nie zawiodłam. Lakier nie jest pierwszej świeżości (nawet nie pamiętam, kiedy go kupiłam), a nie stracił natomiast ŻADNYCH właściwości.

Jego konsystencja nadal jest płynna - idealna - lakier nie ciągnie się ani nie wylewa na skórki. Pędzelek, jak to w lakierach Rich Color, jest szeroki. Aplikacja nim jest łatwa i przyjemna.

Lakier ma piękne, błyszczące wykończenie. Jego pigmentacja też zasługuje na pochwałę. Jedna warstwa może zadowalać. Ja jednak preferuję dwie.

I teraz najważniejsze - trwałość. Moje paznokcie chyba nie bardzo lubią trzymać lakiery. Essie odpadają (nawet nie odpryskują, po prostu odpadają) po jednym dniu. Orly może trochę dłużej. 

Golden Rose trzyma się już 4 dzień i nie widzę większych ubytków. Trochę starły mi się końcówki, ale nic poza tym. Dla mnie to wystarczający powód, żeby uzupełnić zapasy tych lakierów (zaraz pobuszuję po ich stronie internetowej:D).

I żeby nie być gołosłowną, sami zobaczcie, czy nie jest piękny?

 



Biszkopt nie odpuszcza mi żadnej sesji :)




No, pięknie się błyszczy! :)


A co u Was gości na paznokciach? :)
Czytaj dalej »

poniedziałek, 20 lipca 2015

Chocolate Bar Too Faced i #jezusmariailemnieniebyło

Przydałoby się trochę słów usprawiedliwienia. Choć tak naprawdę trudno mi powiedzieć, dlaczego mnie tu tak długo nie było. Chyba wypaliłam się na jakiś czas. Opuściła mnie wena. 

Praca zabierała mój cały czas. Na myśl o blogu bolał mnie brzuch i miałam wyrzuty sumienia, ale nie potrafiłam wrócić. Testowałam, robiłam zdjęcia i nic. Cisza.

Nie wiem, czy tym razem wrócę na dobre - bardzo bym tego chciała, ale mój niekończący się stres zabiera mi radość z pisania, sprawia, że czuję się przytłoczona i żadne słowo nie jest w stanie powstać w tym miejscu.

Dziś trochę się odkułam i postanowiłam sobie, że małymi kroczkami odbuduję swoją pewność siebie, tę chęć bycia tu, chęć dzielenia się ze światem tym, co kocham.

Zacznę więc od produktu, który w mojej kosmetyczce zagościł już bardzo dawno, zaraz po premierze w polskiej Sephorze. Nie zastanawiając się ani chwili, wrzuciłam do koszyka. A cena (około 180 zł) nie zachęcała.

Pierwsze wrażenie?




Byłam zachwycona. Przepiękne opakowanie, cudowna, słodka woń wydobywająca się z paletki, dobrze napigmentowane cienie w idealnie dobranych kolorach. Czego chcieć więcej?
 
Ano, umiejętności malowania! Po pierwszym razie byłam trochę zawiedziona, bo myślałam chyba, że supercienie nałożą się same w kompozycji samej Maxineczki. 

Nie nałożyły się. I choć zapach czekolady zachęcał do ponownego użycia, nie wracałam do paletki. Miałam chęć nawet ją sprzedać, ale wstrzymałam się.

Drugie podejście skończyło się lepiej, pewnie dlatego, że malowałam razem z youtubem. :) Wtedy poczułam moc cieni - udało mi się wykonać lekki smoky eyes. Nie było to dzieło sztuki, ale na moje możliwości było naprawdę dobrze.


Pewnie niektórzy pomyślą, po co mi paletka z wyższej półki, skoro nie umiem dobrze malować oczu?
No jak to, po co? Bo jest piękna! :) Przecież wiadomo, że większość kobiet kupuje oczami.

Prawdziwy przełom nastąpił jednak w minioną sobotę, kiedy paletka poszła w ruch z okazji wieczoru panieńskiego Kasi.
Udało mi się stworzyć taki makijaż oczu, że gdy patrzyłam w lustro, moja pewność siebie rosła. Powstało coś, o czym zawsze marzyłam (oczywiście w ramach moich możliwości:D). Dziś go nie pokażę, ale mam nadzieję, że niebawem go powtórzę i si pochwalę! :)

Pokochałam cienie miłością nową, wielką i nie mogę doczekać się kolejnego kontaktu z nimi. :)



A co jest w nich tak wyjątkowego?

Po pierwsze, gama kolorystyczna.
Po drugie jakość cieni - długotrwałe (wzmocnione bazą z Joko), dobrze napigmentowane, nieosypujące się.
Po trzecie, pachną czekoladą! Mniam!

Ja jestem bardzo na tak. Szkoda tylko, że tak długo kazałam paletce czekać. :)

Znacie ten produkt? Jakie cienie lubicie najbardziej?

PS Błagam o wybaczenie za nieobecność! :*
Czytaj dalej »
Copyright © 2014 jest takie miejsce... , Blogger