piątek, 30 stycznia 2015

Make-up Blender od Syis - przydatne akcesorium czy niepotrzebny gadżet?

Wracam po prawie miesięcznej przerwie ze zdwojoną siłą. Styczeń był dla mnie miesiącem ciężkim i ledwo znajdowałam czas dla siebie.

Poza tym był miesiącem zmian - wielkich zmian. Dziś dostałam nową pracę, zaraz lecę pierwszy raz od dłuższego czasu potańczyć.

Czas zacząć cieszyć się chwilą i nie bać się podejmować ryzyka.

Ale teraz nie o tym. :)

Dziś pod lupę biorę gąbeczkę do rozprowadzania podkładu Syis, którą znalazłam w czerwcowym Shinyboxie.


Początkowo nie wierzyłam w moc jakichkolwiek jajek. Słyszałam o Beautyblenderze, ale, przyznajcie szczerze, prawie 100 zł za gąbkę nie jest wariactwem?!

Dziś wiem, że nie jest i już za chwilę składam zamówienie na moje pierwsze oryginalne jajo.:)

Wracając jednak do Syis...

Gąbeczka bardzo dobrze spełnia swoje zadanie, ale należy podkreślić, że używam jej do codziennego (zwykłego) makijażu. Nie maluję zawodowo, więc trudno ocenić mi jej trwałość. Swój egzemplarz mam od czerwca i nie widzę większych ubytków.

Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to długość wysychania. Nie trzymam gąbki w firmowym opakowaniu, jak zaleca producent. Kiedyś w nim trzymałam, ale gdy zobaczyłam czarne plamki (grzyb chyba) musiałam pożegnać się z jajkiem. 

Ale od czego są promocje w Shinybox. Miałam okazję zamówić pudełko w promocyjnej cenie i drugie jajko przywędrowało do mnie.


Gąbka świetnie stapia podkład ze skórą, ale jest dla mnie zbyt twarda - czuję to szczególnie na delikatnej skórze pod oczami. To chyba jedyny jej minus.
Ponadto podkład nałożony Make-up Blenderem trzyma się na mojej twarzy dłużej i wygląda naturalnie. Widzę dużą różnicę, gdy gąbki nie użyję.

Czy kupiłabym ją za cenę producenta (50zł)? Chyba nie. Jeśli miałabym wydawać większą kwotę na takie cacko, sięgnęłabym po BB.

Ogólnie mówiąc, oceniam gąbkę na solidną czwórkę. Może byłabym mniej przychylna, gdybym wydała na nią 50 zł, ale, patrząc na to, że miałam ją za niecałe 10 zł, moje odczucia są pozytywne.

Chętnie po nią sięgam, nie wyobrażam sobie bez niej makijażu, ale do ideału jej trochę brakuje. Choć na własny użytek, do mało wymagającej cery jest naprawdę ok. :)





Miałyście do czynienia z tym produktem? Czy polecacie tego rodzaju akcesoria? Macie swoje ulubione?:)
Czytaj dalej »

wtorek, 6 stycznia 2015

Hity 2014


Z lekkim spóźnieniem przedstawiam Wam to, co w minionym roku sprawiło mi dużo przyjemności. Po pierwsze, są to kosmetyki (i jedno akcesorium), które zasługują na uznanie z kilku ważnych powodów. Po drugie, znalazły się tu także: najszczęśliwszy moment mojego życia oraz najsłodsze pociechy 2014 roku. :)


Pierwszym kosmetykiem, który podbił moje serce w ostatnich miesiącach, jest podkład Rimmel Lasting Finish w kolorze ivory (100). Powiem szczerze, że nie wierzyłam w jego szczególne właściwości podczas zakupu. Szukałam nowości, a że w Rossmanie była wtedy promocja 1+1, postanowiłam go kupić. Nie żałuję.
Podkład nie tylko kryje, lecz także nawilża. I to nie byle jak. Dla mojej normalnej (czasem suchej) skóry jest wybawieniem. Nie wysusza jej ani nie wysycha nieestetycznie na policzkach. Często podkłady mi to robią (np. Healthy Mix). Może to zasługa zawartego w podkładzie serum?
Najważniejsza jednak w tym produkcie jest trwałość. Niesamowita. Makijaż wytrzymuje cały dzień (bez żadnej bazy) w każdych warunkach: mrozie, stresie, parującej kuchni. :) 
Dla mnie jeden z lepszych produktów Rimmel, przebił zdecydowanie Wake me up. I wiem, że sięgnę po niego znów.



Aby makijaż był dobrze wykończony, potrzebny jest puder. Moim ulubieńcem okazał się Invisible Powder Makeup od Estee Lauder w kolorze 1CN1 ECRU. W opakowaniu wygląda na ciemny, jednak pierwsza aplikacja pokazuje, że dla mojej jasnej karnacji jest dobry.
Co mnie w nim zachwyciło? Po pierwsze sama puderniczka - elegancka, z klasą. Ale to nie to przesądziło przecież o tym, że zajął zaszczytne miejsce w hitach 2014 roku.
 Puder zostawia twarz subtelnie rozświetloną, satynową. Matuje lekko twarz, ale nie jest to nachalny mat, a delikatne rozświetlenie. Poza tym jest naprawdę niewidoczny, a działa. :) Cena lekko zniechęca, bo to aż 190 zł. Ja na szczęście kupiłam z rabatem. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to aplikacja. Ja widzę efekt tylko przy użyciu dołączonej do produktu gąbki. Ale chyba po to jest, więc to nie jest aż taki mankament. :)



na twarzy te drobinki nie są aż tak widoczne
Moim kolejnym hitem jest korektor Collection Lasting Perfection (dawne Collection 2000). Jest niemożliwy! :) Ukrywa wszystko i trzyma się długo. Nie zbiera się w załamaniach (no może czasem, jak mam gorszy dzień:D). Mój jest w kolorze najjaśniejszym FAIR i jest idealny. Posiadam też ciemniejszy, ale tamten, mam wrażenie, ma pomarańczowe tony.
Co dla mnie ważne, nie wysuszał mi delikatnej skóry pod oczami (jak np. było w przypadku kamuflażu od Catrice). Wadą jest opakowanie - literki bardzo szybko się starły i ostatnio zaczął przeciekać.


Ostatnim produktem do makijażu jest rozświetlacz z paletki trzech pudrów do konturowania LOVELY Sculpting. Puder Shine spełnia wszystkie moje oczekiwania: jest bardzo trwały, daje delikatne rozświetlenie, ale nie jest to brokat, tylko malutkie drobinki, pięknie mieniące się w słońcu. :) Dla mnie produkt udany, chętnie po niego sięgam.





Postanowiłam umieścić tu także wazelinę Vaseline, która pomogła moim ustom w najgorszym czasie. To naprawdę bardzo dobry produkt do wszystkiego. Doprowadził moje spierzchnięte, popękane usta do ładu. Do tego poręczne, wpadające w oko opakowanie. Czego chcieć więcej?:)


Warto również zwrócić uwagę na Ujędrniające serum z pyłkiem opalizującym z serii Resort Spa Ireny Eris. Jest to bardzo dobry produkt, idealnie spisujący w okresie letnim. Nie tylko nawilża i ujędrnia skórę ciała, lecz także pięknie ją rozświetla. A ja sroka kocham drobinki! :) Mam wrażenie, że przy dłuższym stosowaniu poprawia koloryt skóry. Do tego pięknie pachnie! :)


Ostatnim produktem kosmetycznym jest pędzel Real Techniques Contour Brush, zaprojektowany przez Samanthę Chapman. Dlaczego go lubię? Po pierwsze, za kształt - jest malutki, łatwo się nim konturuje twarz (mimo że nie umiem tego robić:D). Poza tym ma delikatne, miękkie włosie. Łatwo się go myje. Jest wytrzymały i solidnie wykonany. Dla porównania skuwka pędzla do różu z Hakuro (przy takim samym myciu) już się rusza. W tym pędzlu nie zauważyłam żadnego uszczerbku. Podoba mi się również jego design


Hitem 2014 roku jest również to, co noszę od ponad dwóch tygodni na palcu.:) Nie spodziewałam się tego i nie sądziłam, że po prawie 8 latach związku mogę aż tak się zawstydzić i zestresować. :)


I ostatnie są moje ukochane psiaki. Niestety nie wszystkie mogą ze mną zostać. Cztery pojadą już niedługo do swoich właścicieli. Ale jeszcze mogą cieszyć się ich obecnością. Są słodkie i powodują uśmiech na mojej twarzy. :)


Podsumowując, z pewnością stwierdzam, że rok 2014 był rokiem udanym, pełnym niespodzianek, sukcesów: otrzymałam tytuł magistra, znalazłam pracę, zostałam narzeczoną, wkrótce zostanę ciocią. Było też trochę smutnych zdarzeń (śmierć dziadka) i przeciwności, ale wspólnymi siłami z najbliższymi udało nam się w jakiś sposób wrócić do rzeczywistości i cieszyć się z tego, co się ma.

Znacie któregoś z moich ulubieńców? Co Was w ubiegłym roku szczególnie ucieszyło, poruszyło? CO zostało Wam w pamięci na dłużej?:)
Czytaj dalej »
Copyright © 2014 jest takie miejsce... , Blogger