środa, 26 listopada 2014

Pierwszy krem przeciwzmarszczkowy Lirene

Kolejna moja długa  nieobecność spowodowana jest lawiną niefortunnych zdarzeń - najpierw dopadła mnie grypa żołądkowa, teraz mam problemy z kręgosłupem i siedzę na 10-dniowym zwolnieniu.

Mam zatem zamiar nadrobić zaległości na blogu, nawet jeśli mój kręgosłup woła: POŁÓŻ SIĘ DO ŁÓŻKA! :)

Powiem szczerze, że nigdy nie kupowałam dla siebie kremów oznaczonych etykietą "przeciwzmarszczkowy". I pewnie długo nie miałabym kontaktu z tego typu produktami, ponieważ mam młodą skórę w dobrej kondycji. Nie mam większych problemów z jej pielęgnacją.

Sytuacja zmieniła się, kiedy wygrałam zestaw kosmetyków Lirene na blogu Subiektywna-Ja. Wśród wygranych znalazł się pierwszy krem przeciwzmarszczkowy Lirene 25+ CITY PROTECT




Sięgnęłam po niego przy pierwszej lepszej okazji i wiecie co?
 
Sprawdził się. 
 
Byłam zaskoczona, jak dobrze radził sobie z nawilżeniem mojej skóry. Nie tylko niwelował oznaki suchości i zmęczenia, lecz także doskonale radził sobie jako baza pod makijaż. Często jest tak,
że krem dobrze nawilża, ale robi mi z makijażu papkę - krem Lirene tego nie robił. Wręcz przeciwnie - utrzymywał makijaż w ryzach.:)

Poza tym okazał się bardzo wydajny - używałam go ponad dwa miesiące codziennie rano. Dodatkowo miał neutralny, nienachalny zapach. 

Nie wiem, jak to zabrzmi, ale też dobrze smakował. Czasem zdarza mi się zapomnieć i zaaplikować krem również na usta (często są baaardzo suche). Zauważyłam, że krem nie powodował chemicznego smaku w ustach, co np. zdarza się w przypadku jednego z moich ulubieńców z Dermedic - mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi.:)


A teraz najważniejsze - mam wrażenie, że krem trochę wygładził moje zmarszczki mimiczne, które przecież wielkie nie były. Wydaje mi się, jakby naprężył moją skórę i sprawił, że stała się elastyczna i dobrze odżywiona.

Z chęcią sięgnę po kolejne opakowanie, tym bardziej, że cena produktu nie jest wygórowana - ok. 20 zł.

Pewnie nigdy bym na niego nie spojrzała, bo szata graficzna nie woła do mnie: weź mnie. Ale po raz kolejny przekonuje się, że pozory mylą. :)


Krem to twarzy to podstawa nie tylko pięknego makijażu, ale zdrowej, promiennej cery, dlatego nie można o nim zapominać. I co ważne, należy dostosowywać produkty do potrzeb naszej cery.:)

A jakich produktów do twarzy Wy używacie? Lubicie Lirene?:)
Czytaj dalej »

poniedziałek, 10 listopada 2014

Berry Stain Maybelline - czyli efekt żelowych paznokci

Moja nieobecność na blogu spowodowana jest różnymi czynnikami. Trudno czasem wszystko pogodzić, zmieścić wszystkie obowiązki w 24 godzinach. Co mnie absorbuje?

Po pierwsze - praca. Wyczerpująca, ale też dająca satysfakcję. Praca z dziećmi z jednej strony zabiera mnóstwo energii, z drugiej rodzi poczucie, że to, co robię, ma sens. Lubię widzieć uśmiech na twarzy dziecka, które przychodzi do mnie z piątką ze sprawdzianu, który jeszcze niedawno stanowił mur nie do przejścia.

Po drugie - studia podyplomowe. Myślałam, że po zdobyciu magistra nie pójdę od razu na kolejne studia. Myliłam się. Kolejny kierunek nie tylko daje mi  wiedzę, ale i niesamowicie cieszy. Po pięciu latach polonistyki dobrze jest oderwać się od jerów, palatalizacji i innych dziwnych zjawisk. :)

Po trzecie - wyjazd. Dziś w południe wróciłam z Sandomierza. Ja - wielka fanka ojca Mateusza (proszę się nie śmiać!). :) Dla mnie to zaczarowane miasto. Wypełnione ciszą i pięknymi kamieniczkami. Z chęcią wrócę tam w przyszłości.


Dlatego dziś coś lekkiego i chyba mój ulubiony produkt do recenzowania. Dzięki blogowaniu zdałam sobie sprawę, jaką jestem maniaczką lakierową. :) I nie tylko ze względu na pokaźną kolekcję emalii - ja po prostu uwielbiam malować paznokcie! :)


Pokażę Wam więc piękną fuksję Maybelline Super Stay. Lakier kupiłam na ślub Anny. 

Dlaczego?

Ma przepiękny, głęboki kolor. Kryje idealnie po dwóch warstwach. Pokryty Seche Vite'em wygląda jak żel. Błyszczy się w słońcu i zwraca na siebie uwagę. :)

Co do trwałości - też jest bardzo dobrze. 4-5 dni spokojnie wytrzyma (pod warunkiem, że nie zmywamy 3 godzin, jak ja ostatnio!:D). 
Jego aplikacja jest przyjemna ze względu na szeroki pędzelek. 
Konsystencja lakieru jest w sam raz. 
Produkt dobrze się nakłada, nie wylewa na skórki ani nie smuży. 
Jest ponadprzeciętnie napigmentowany, ale nie bardzo gęsty.

Co tu więcej mówić, oceńcie sami:
 
 







 
A na koniec coś, co mnie dziś nastraja - prezent od mojej siostry - cottonballsy. :) Cudo!
 
 

Jak Wam się podoba? :)
Czytaj dalej »
Copyright © 2014 jest takie miejsce... , Blogger