sobota, 27 września 2014

Codzienna ochrona z Dove Invisible Dry

Znalezienie idealnego antyperspirantu graniczyło u mnie z cudem. Zawsze coś mi nie pasowało - i to nie dlatego, że cierpię na nadpotliwość czy inne tego typu sprawy.

Po prostu czasem denerwował mnie zapach albo produkt podrażniał wrażliwą skórę pod pachami. Niektóre antyperspiranty nie działały, a inne brudziły ubrania i od razu były na straconej pozycji.

Kiedy w którymś pudełku Shinybox pojawił się kolejny antyperspirant i fala niezadowolenia zalała fanpage Shiny, ja podeszłam do tego nieco mniej sceptycznie.

Lubię po prostu dawać szansę temu, czego nie znam. I tak było z produktem Dove.



I choć nie jest to produkt z wyższej półki (możemy dostać go w każdej drogerii), nie narzekałam. Urzekła mnie szata graficzna - prosta, biała grafika, zero męczących oczu ozdobników.

Kolejną rzeczą, która sprawiła, że sięgałam po ten produkt codziennie, był zapach - delikatny, kremowy, przyjemny dla nosa, utrzymujący się cały dzień. Zapach, mam wrażenie, charakterystyczny dla Dove.



I najważniejsze - działanie. Nie sprawdzałam, czy obietnica producenta co do 48-godzinnej ochrony jest spełniona. O nie, nie chciałam tego sprawdzać! :) Na pewno wytrzymuje cały dzień w normalnych warunkach. :)

Do codziennego użytku jest idealny.

Nie podrażnia wrażliwej skóry. Nie piecze, gdy zaaplikuje się go tuż po depilacji. Nie brudzi ubrań - ani czarnych, ani białych, ŻADNYCH! I to jest mój hit po prostu.
Nigdy nie lubiłam, gdy na całej koszulce pojawiały się nieestetyczne plamy (przy jej zakładaniu). Mam wrażenie, że pielęgnuje skórę pod pachami. :)



Pewnie gdyby nie pojawił się w boxie, nie spojrzałabym na niego i nie poznała tak wspaniałego produktu.

Używam go codziennie od czerwca i już w zapasie mam kolejne butelki - na razie nie wyobrażam sobie codziennej ochrony bez tego antyperspirantu.

Znacie ten produkt? Który antyperspirant jest Waszym ulubieńcem?

PS Na koniec próba nowego lakieru Essie - Fiji (jasny róż). Kolor piękny, ale nie wiem, czy był wart 25 zł (w promocji). Jeszcze nie osądzam, ale nakładanie trzech warstw trochę mnie irytowało. Kropki pojawiły się dlatego, że nawet po 3 warstwach widziałam prześwity. :)


Pozdrawiam!
Czytaj dalej »

sobota, 20 września 2014

Daisy Duck manicure

Szalony manicure to coś, co lubię. Mojej pracy nie ogranicza dress code, wręcz przeciwnie każdy kolor mile widziany - w końcu przebywam z dziećmi, które często zwracają uwagę na moje paznokcie. :) I też ze względu na prace, nie mam tyle czasu na pisanie tu, ile bym chciała.

Ale... :)

Wychodząc naprzeciw dziecięcym zainteresowaniom, postanowiłam "zmalować" manicure zainspirowany Kaczką Daisy.

Do jego wykonania potrzebowałam:

- dwóch lakierów: fuksji od Eveline MiniMax (902), którą pokazywałam Wam tutaj, oraz rozbielonego różu L'oreal Color Riche (nr 859);

- naklejek wodnych;

- sondy;

- ozdób - w moim przypadku były to cyrkonie;

- top coat'u Seche Vite.







Lubicie szaleć z kolorami na paznokciach?:) 

Pozdrawiam! :)
Czytaj dalej »

piątek, 12 września 2014

Wystarczy kropla... - Dermedic Hydrain3 Hialuro

Moja skóra uwielbia pić. Często jest przesuszona, więc każdy kontakt z substancją nawilżającą powoduje ukojenie. Idealnie jest wtedy, gdy efekt miękkiej i odżywionej twarzy utrzymuje się długi czas.

Długo szukałam produktów, które pomogą mojej skórze być piękną i zdrową.

Markę Dermedic poznałam przy okazji któregoś z zeszłorocznych Shinyboxów - byłam wtedy oczarowana maską nawadniającą. Jednak brakowało mi konsekwencji i regularności, dlatego wciąż nie mogłam stwierdzić, czy to, że moja skóra wygląda dobrze, było skutkiem używania maski.

Pewność nastąpiła po zastosowaniu innych produktów z tej serii - serum do twarzy, szyi i dekoltu (o którym pisałam tu) oraz płynu micelarnego.

Płyn micelarny to dla mnie must have codziennej pielęgnacji. Ten z Dermedic jest takim moim świętym Graalem - najlepszy z najlepszych. I choć bardzo lubiłam płyn Tołpy, ten jednak bardziej mi odpowiada. To moja kolejna butelka. Moja skóra dosłownie pije go litrami.



10 POWODÓW, DLA KTÓRYCH PŁYN DERMEDIC JEST MOIM NUMEREM JEDEN:

1. Produkt bardzo dobrze radzi sobie z makijażem - zarówno z cieniami, podkładem, jak i maskarami (wodoodpornych nie używam).

2. Łagodzi wszelkie podrażnienia. Działa kojąco na różne problemy skórne. Powoduje, że zmiany chorobowe skóry powoli znikają. Nie podrażnia ich dodatkowo, jak np. mleczko z Biedronki czy różnego rodzaju podkłady. Wiem, bo zaraziłam miłością do Dermedic osobę, która zmagała się z takimi problemami (3 butelka już jest u niej w użyciu:D).

3. Nawilża, nawilża i jeszcze raz nawilża. Uczucie jest długotrwałe. Nawet jak czasem po umyciu nim twarzy zapomnę użyć kremu na noc, rano budzę się nie tylko z wypoczętą skórą, lecz także nawodnioną i odżywioną.

4. Przyjemnie pachnie - zapach kojarzy mi się trochę z arbuzem. :)

5. Nie szypie w oczy, nawet jeśli trochę przesadzimy z jego ilością. Oczywiście, że wlewać go do oczu nie można, ale przy regularnym używaniu nie zauważyłam, żeby kontakt z oczami stanowił problem.

6. Ma przyjemną dla oka szatę graficzną - zresztą tak jak większość kosmetyków tej marki. Nie są one przesadzone. Producent nie obiecuje gruszek na wierzbie. Spełnia obietnice.:) Design opakowania jest prosty i przejrzysty. Plusem opakowania jest również jego przezroczystość - kontrolujemy w ten sposób zużycie.

 
7. Nie pozostawia tłustej warstwy, a w przypadku dostania się do oczu (patrz punkt 5.) nie tworzy powłoki na oczach - jeśli wiecie, co mam na myśli. Często różne produkty do demakijażu sprawiają, że oczy zachodzą mi mgłą. Dermedic tego nie robi.

8. Możemy go dostać w różnych pojemnościach: małej 100 ml (podróżnej), większej 200 ml oraz największej 400 ml.


9. Jeśli chodzi o pojemność 200 ml, to szczelne zamknięcie na klik chroni moje paznokcie przed ułamaniem. Płyn nie wylewa się nawet w pozycji leżącej. Wygodne rozwiązanie. :)


10. Często jest w promocji. :) Bo choć cena regularna nie zachęca, warto wydać na niego te kilka złotych więcej. Dlaczego? Patrzcie punkty powyżej. :)


Znacie ten produkt? Co o nim sądzicie?

Więcej na temat tego produktu znajdziecie tu. :)
Czytaj dalej »

środa, 10 września 2014

Sekret Bogini: Miętowo-kokosowy jadalny peeling do ust

Jakiś czas temu miałam okazję spotkać się ze wspaniałą osobą, której pasją stało się tworzenie naturalnych kosmetyków. Początkowo "produkowała" je wyłącznie dla samej siebie. W pewnym momencie postanowiła uszczęśliwiać swoimi magicznymi miksturami inne kobiety, pragnęła podzielić się z nimi swoim sekretem.
Sekretem Bogini.

Sekret Bogini to młoda, ale prężnia rozwijająca się marka kosmetyków oparta na zasadzie "jakość, nie ilość". Każdy produkt dopasowany jest do potrzeb danej osoby, dlatego przed realizacją zamówienia zostajemy zapytane o kilka istotnych szczegółów: stopień wrażliwości oraz rodzaj skóry, występowanie naczynek, problemy skórne i inne ważne rzeczy, których zbadanie pozwoli na stworzenie idealnego produktu, który nie tylko będzie dbał o skórę, lecz także nie zrobi jej krzywdy.

Atutem marki są opakowania: proste i praktyczne. Peelingi do ciała zamknięte są w szklanych, ozdobionych logo słoikach - bardzo przyjemna sprawa. Opakowanie może potem mieć swoje drugie życie po wykorzystaniu produktu. Peelingi do ust zamknięte są w poręcznych, małych pudełeczkach - tak, aby zmieściły się do każdej torebki.:) Spójrzcie też na dołączony do zamówienia list - mnie osobiście chwyta za serce. :)



Na powyższym zdjęciu widać również peeling kokosowy, ale o nim wkrótce. Na razie zdradzę tylko, że pachnie jak Rafaello. Mniammm... :P

JADALNY PEELING MIĘTOWO-KOKOSOWY


Produkt ten pachnie obłędnie. Nie jest to chemiczny zapach, bo wszystkie składniki są naturalne:

Olej kokosowy (który ma największy udział w składzie) działa łagodząco, nawilża, wygładza i spowalnia procesy starzenia się skóry.
Olej z pestek winogron jest niezwykle bogatym źródłem witaminy E i jednym z najsilniejszych antyutleniaczy, odżywia i ujędrnia skórę.
Miód z mniszka lekarskiego wzbogaca peeling o witaminę A,C,D i B, wygładza usta i dba o ich odpowiednie nawilżenie.
Olejek z mięty pieprzowej powoduje przyjemny efekt chłodzenia na ustach i podobno zmniejsza apetyt, więc dba też o Twoją figurę
[źródło].

Dla mnie to połączenie pysznego kokosowego Rafaello oraz gumy miętowej Orbit. Z jednej strony otulamy usta słodkim, delikatnym zapachem, z drugiej olejek mięty pobudza usta do życia (a raczej do całowania!:D).


Przyznaję, da się go zjeść. Jest smaczny i naprawdę potrafi na chwilę uciszyć mój burczący brzuch podczas lekcji z uczniami. :)

Ale najważniejsze: wygładza usta, sprawia, że są miękkie i delikatne w dotyku. Zapewnia lekkie zdzieranie i masaż jednocześnie. Nie zauważyłam, żeby negatywnie wpływał na wrażliwą skórę wokół ust. Dba o usta, napina je i spowija cudownym zapachem. Nic tylko ideał!

Dla mnie produkt trafiony w dziesiątkę!





Używacie tego typu produktów? Macie swoich ulubieńców?

Mi do tej pory wystarczał cukier z miodem, ale wierzcie mi - teraz nie zamieniłabym tego peelingu na nic innego. :) Możecie go dostać na tu i tu. :)
Czytaj dalej »

poniedziałek, 8 września 2014

Think pink!

Neonowy róż na paznokciach pasuje do letniej aury, dlatego to już ostatni dzwonek na zaprezentowanie Wam go. Już niedługo jesień - stonowana, często ponura i deszczowa, psująca często humory i wywołująca chandrę. Ale nie dla mnie! Ja noszę kolorowe paznokcie cały rok, a co! :) 

Dziś pokażę Wam ciekawy okaz od Vipery. W zależności od światła przyjmuje różne odcienie różowego. Raz jest pastelowy, innym razem typowy neon, czasem wpada w uroczą brzoskwinkę. Podoba mi się ten efekt. :)

Ma błyszczące wykończenie, bez żadnych drobinek. Dobrze kryje - dwie, w ostateczności trzy warstwy dają piękny, nasycony kolor.




Jeśli chodzi o trwałość - nie jest źle. Trzy dni spokojnie utrzymuje się na paznokciach - po czterech zaczyna się lekko ścierać, ale to zależy od czynności, jakie wykonujemy. :)

Sama aplikacja nie sprawia żadnych problemów. Lakier delikatnie sunie po paznokciach. Nie wylewa się na skórki, nie smuży. Nie jest ani gęsty, ani zbyt rzadki - lubię taką konsystencję.

Schnie w miarę szybko - z pomocą Seche vite - zajmuje mu to kilka minut.

Efekt?
W zależności od światła prezentuje się następująco:






Dla mnie bardzo dobry produkt - z chęcią sięgnę jeszcze po inne kolory - może jakiś błękit i zieleń?:)

Lakier jest tak fotogeniczny, że wrzucam jeszcze kilka fotek. :)






A na koniec coś, za czym długo będę tęsknić - błękitne, wakacyjne, oblane promieniami słońca niebo. :)



Lubicie lakiery Vipery?:)
Czytaj dalej »

wtorek, 2 września 2014

Wake me up (when September ends) - Rimmel

Za każdym razem, kiedy sięgam po ten podkład, na usta ciśnie mi się piosenka Green Day Wake me up when September ends, naprawdę. :)

I choć jest dosyć smutna, podkład przywołuje same pozytywne wspomnienia. Jeden z lepszych, jakie było mi dane używać. Na pewno jest Wam znany. Kupiłam go na promocji -40% w Rossmannie z polecenia Maxineczki. Nie pamiętam, kiedy ta promocja była, ale dosyć dawno, a podkład służy mi od tamtego czasu, więc jest bardzo wydajny. Z chęcią sięgnę po kolejną buteleczkę.

Dlaczego?

Ze względu na to, że produkt ten budzi moją twarz do życia. Rozświetla, sprawia, że wygląda promiennie i świeżo.



Mam cerę skłonną do przesuszeń - Wake me up dodatkowo ją nawilża, nie podkreśla suchych partii twarzy, nie ściąga skóry (niektóre podkłady potrafią to robić).

Używam najjaśniejszego koloru (chyba z różowymi tonami troszkę), który w butelce i na ręku wydawał mi się dosyć ciemny, ale po zaaplikowaniu na twarz staje się jaśniejszy - dopasowuje się do koloru skóry. Dla mnie w sam raz. Nie jest to jednak kolor córki młynarza - taki dosyć naturalny, nieopalony odcień.

Dobrze kryje, ale nie jest to podkład mocno ukrywający mankamenty twarzy. Nie mam problemów ani z przebarwieniami, ani większymi wypryskami, dlatego produkt ten mi odpowiada.



Trwałość? Jest dobrze. Nie ściera się za szybko. Nie mam też nawyku dotykania twarzy w ciągu dnia. :) Wytrzymuje spokojnie 8 godzin, oczywiście utrwalony pudrem.

Ważne, że posiada filtr SPF 15, a więc chroni przed promieniami słonecznymi. Nie zapycha, pozwala skórze oddychać. Idealny na upalne dni - przynajmniej dla mnie.

Cena też nie jest wygórowana - ok. 40 złotych - najlepiej czekać na rossmannowskie promocje. :)



Efekt na twarzy już znacie - kiedyś pokazywałam już to zdjęcie:

efekt bez korektora :)

Odkąd zmieniłam nawyki w pielęgnacji (moja miłość do Dermedic sięga zenitu! :D), większość rozświetlających podkładów zdaje u mnie egzamin. Zawsze powtarzam, że najważniejsze jest zdrowie skóry, bo na zdrowej cerze wszystko wygląda pięknie! :)

PS Następcą Wake me up będzie Bourjois Healthy Mix - myślicie, że to dobry wybór?:)

PS2 Przeoczyłam, że 5 sierpnia mój blog skończył rok - tak ten czas leci. :) Wkrótce coś będę dla Was miała. :)
Czytaj dalej »
Copyright © 2014 jest takie miejsce... , Blogger